*
Łzy
popłynęły z moich oczu. Płakałam. Czułam jak martwe ciało mojego
przyjaciela opada na moje dłonie. Jego oczy, które patrzyły na mnie z tak
wielką miłością i troską straciły swój blask i ukryły się pod powiekami.
Jego twarz zastygła ale nie było na nich oznak bólu. Gościł na niej
uśmiech. Tylko dlaczego? Dlaczego on się uśmiechał? Może był szczęśliwy,
że odszedł w moich ramionach. Może tego właśnie chciał. Tylko,dlaczego
wszyscy, którzy się ze mną zadają muszą ginąć? Co oni takiego uczynili,
że spotyka ich tak okrutny los? Miałam ochotę odejść by już nigdy więcej
nikt nie musiał prze ze mnie cierpieć. Zawsze obwiniałam się za
śmierć rodziców. Sądziłam, że gdybym była silniejsza uratowałabym ich.
Stchórzyłam tamtego dnia. Bałam się tak bardzo o swoje życie, ze
zapomniałam o rodzicach. Cholerna Egoistka zemnie. Co ja sobie myślałam?!
Znów tchórze. Przecież nikt nie powiedział, że Sasori nie żyje!
Przyłożyłam ucho do jego klatki piersiowej i usłyszałam cichutki stukot
serca, a zaraz po tym kolejny wystrzał i nagle jego serce ucichło. Moje
ciało osunęło się powoli na ziemię trzymając mocno zwłoki przyjaciela.
Kolejne strumienie krwi wydobywające się z jego ciała, kolejne
łzy.Przytuliłam go mocno.
-Dlaczego-
wyszeptałam. -Dlaczego…Do cholery, dlaczego! -Popatrzyłam na Uchihe.
Miałam ochotę rzucić się na niego i zamordować go gołymi rękami. Jednak
zdrowy rozsądek nie przegrał ze złością.Byłam świadoma, że nie mam z nim
szans.
*
Jej
ciało drżało. Prawdopodobnie ze złości i ze strachu. Bała się. Było to
widać w jej oczach. Pomimo tego iż próbowała udawać twardą jej ciało ją
zdradzało.
-Zbyt
dużo wiedział.-Na mojej twarzy zagościł perfidny uśmiech. Jej oczy stały
się puste. Spojrzała na twarz swojego towarzysza. Nagle wstała, otarła
łzy i bez strachu w oczach popatrzyła na mnie.
-Zabij
mnie…-wyszeptała. Nie odpowiedziałem.-Zabij mnie! Nie chce patrzeć jak
inni giną za moje błędy. Nie chce widzieć cierpień tego świata! -zrobiła
krok do przodu. Przezwyciężyła strach.Chciała umrzeć. Nie bała się
śmierci, ale to jeszcze nie czas. Śmierć nie byłaby moją zemstą. Ona
będzie żyć, będzie patrzeć na ludzkie cierpienia i sama będzie cierpieć
razem z innymi.
-Posłuchaj
uważnie. Jeśli chcesz by twojej przyjaciółeczce nic się nie stało idź
powoli na górę…-Przeszedłem obok niej popychając ją lekko w stronę
schodów. Powoli zrobiła krok do przodu. Gdy weszliśmy
po schodach pokierowałem nią do jej gabinetu. Czekając na nich zdążyłem
pozaglądać do wszystkich pomieszczeń na piętrze. –Siadaj.-Wskazałem
dłonią skórzany fotel za biurkiem. Usiadła posłusznie.-Zadzwonisz do
swojej przyjaciółki i oświadczysz, że bierzesz urlop i wyjeżdżasz na
wakacje. Gdyby spytała na ile i gdzie powiesz, że
na czas nieokreślony w pewne miejsce. –Spojrzała na mnie. Podniosła
słuchawkę telefonu i wybrała numer. Po kilku sygnałach w słuchawce
rozniósł się głos jej przyjaciółki. Popatrzyłam na nią.
-Cześć
Hinata tu Sakura. Chciałam ci powiedzieć, że robię sobie wakacje i
wyjeżdżam…Nie wiem na ile…Musze odpocząć po tym wszystkim.
Dobranoc.-Rozłączyła się. Podszedłem do niej. Nie przejmowała się chyba
tym co robię. Patrzyła w jakiś punkt na ścianie wyraźnie zamyślona.
Po chwili jej ciało opadło bezwładnie pod wpływem leku odurzającego,
który rozpyliłem na chusteczce i przyłożyłem jej do ust.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz