wtorek, 9 czerwca 2015

29. Komplikacje

Dom. Miejsce najbliższe człowiekowi. Miejsce kształtujące ludzkie uczucia i wartości życiowe oraz moralne. Uchiha chyba nigdy nie miał prawdziwego domu. Kochającej rodziny, własnego pokoju, pluszowego misia i przyjaciół. Sprawiał wrażenie człowieka porzuconego, samotnego. Bez domu. Dlatego tak bardzo zdziwiły ją jego słowa.

            -Do domu? Mylisz pojęcie domu z pojęciem więzienia. – powiedziała cicho, ale stanowczo. Jej strach był oczywisty.
            -Nie Sakura. Od dziś jesteś Uchiha. I radził bym ci się nie sprzeciwiać. Spełnisz każdą moją zachciankę. Moja żono. – uśmiechnąłem się cynicznie. Wiem, że jej strach wezbrał na sile. Widziałem jak się wzdrygnęła. Jej ciało przeszły dreszcze. Wspaniale się czułem.
            -Musisz mi o tym przypominać? Bycie twoją żoną to nie jest szczyt moich marzeń. –wysyczała. Ale nadal nie zamaskowała strachu.
            -Jesteś taka zabawna. Nie igraj ze mną. Mam cie w garści, Kochanie. A teraz chodź. Wracamy do domu
            -Ja…Nie mogę, źle się czuję. - zająknęła się i zachwiała.
            -Chodź, nie wymyślaj mi teraz durnych historyjek. Nie wywiniesz się od swoich obowiązków bólem głowy, jestem twoim mężem. –Odwróciłem ją przodem do siebie. Jej oczy były puste i zamglone. – Co do cholery?! –Opadła na mnie. Jej powieki zamknęły przysłoniły puste spojrzenie i tak po prostu zemdlała. Złapałem ją i wyciągnąłem z kieszeni komórkę. Wystukałem numer do Naruto. –Odbierz do cholery. –powiedziałem sam do siebie i w tym samym czasie mój przyjaciel odezwał się po drugiej stronie.
            -Sasuke? Co jest?            -Jesteś jeszcze w hotelu? Jeśli tak przyjdź tu szybko, najlepiej bez Hyugi. –rozłączyłem się poprawiając Sakure aby nie wypadła mi z rąk an zimną posadzkę. Co się do cholery tu wyprawiało? Po chwili drzwi otworzyły się z wielkim hukiem.
            -Sakura? Sakura co Ci jest? Coś ty jej zrobił?  – bezradna Hinata patrzyła złowrogo.
            -Młotku, miałeś jej tu nie zabierać. –zlustrował parę zimnym spojrzeniem. – Zreszta teraz nie ważne. Rozmawialiśmy. I ona nagle zemdlała. Wyglądała jak naćpana. Zrób coś. –Blondyn patrzył to na mnie, to na moją żonę.
            -Hinata, Skarbie. Możesz wyjść? –spojrzał na nią błagalnie.
            -Ale Naruto, to moja przyjaciółka.
            -Po prostu wyjdź jeśli chcesz jej pomóc, dobrze? –Już nic więcej nie powiedziała. Wyszła a ja odprowadziłem ją wzrokiem. Czułem, jak Naruto świdruje mnie wzrokiem. –Podałeś jej coś? Połóż ją na podłodze. –zapytał ozięble.  Położyłem Sakure na posadzce.
            -Zwariowałeś? Po co miałbym ją  czymś faszerować przed nocą poślubną? Właśnie wyciągnąłem ją z alkoholizmu myślisz, że chciałbym żeby znów nieświadomie się od czegoś uzależniła? –Naruto popatrzył na dziewczynę. Poświecił jej lampką w oczy, sprawdził oddech.  Nie byłem lekarzem, nie wiedziałem co robi. Chciałem po prostu by nic jej się nie stało. To nie była troska. Jakiekolwiek komplikacje zaburzały mój plan. Już i tak musiałem wymyślić nowy.
            -Może. –Naruto spojrzał na mnie pytająco. –Może ona na prawdę jest w ciąży. – W ciąży? Nie pomyślałem o tym, ale to było przecież niemożliwe. Nie powiem, byłoby to na rękę ale ona zapewniła mnie, że to się nigdy nie zdarzy.
            -Nie, to niemożliwe. Ona jest chora, nie może… -wydukałem.
            -Nie, że nie może. To ograniczenie, nie choroba. Może. Znaczy się szanse są nikłe, ale wyobraź sobie, że trafił byś w en jeden wyjątkowy moment. Wtedy byłoby możliwe. To tłumaczyłoby omdlenie. –zaszokował mnie. W mojej głowie powstawał już kolejny niecny plan, ale szybko odsunąłem od siebie te myśli. Najpierw trzeba dowiedzieć się co jej się stało. –Musimy zabrać ją do kliniki. Zadzwonię po karetkę.
            -Nie, karetka spowolni sprawę. Zawiozę ją autem, a ty weź swoją dziewczynę i jedź zaraz za mną. – Mężczyzna przytaknął i ruszył w stronę wyjścia. Ja zabrałem różowowłosą na ręce i w szybkim tempie opuściłem hotel. Usadowiłem ją na siedzeniu pasażera obok mnie w swoim sportowym czarnym aucie, zapiąłem pasami dla bezpieczeństwa i usiadłem za kierownicą. Ruszyłem z piskiem opon. Musiałem szybko dowiedzieć co się dzieje. Nie z obawy, z ciekawości.
            Mknąłem szybko przez ulice Tokio.  Było już ciemno, a mimo to ulice nadal były ruchliwe. Musiałem po prostu wydostać się z centrum. Wyprzedzałem auta nie zważając praktycznie na sygnalizacje i na dźwięki klaksonów. Klinika Uzumakiego. To był mój cel, cel w którym musiałem się natychmiast znaleźć. Ostatnio wiele się pokomplikowało. Gdyby nie zdjęcia nadal bylibyśmy na wyspie mojej matki, nikt by o niczym nie wiedział, a ja realizowałbym plan.  Jednak stało się. Ślub z Haruno wziąłem tylko dlatego, żeby zabezpieczyć się od  zbędnych pytań. Może być jego żoną, ale to nie zmieni jej położenia. Była rozrywką, a ja dbam o swoje zabawki.
            Dotarliśmy na miejsce. Obok samochodu natychmiast znalazła się pielęgniarka z wózkiem inwalidzkim.  Wyjąłem kobietę z samochodu i dałem do zrozumienia, że sam zaniosę ją we wskazane miejsce. Personel był dobrze poinformowany. Naruto jeszcze nie było ale pielęgniarka wskazała mi salę, w której Sakura leżała już dużo wcześniej.
            -Pan Naruto zaraz się zjawi. Kazał wykonać podstawowe badania. Gdyby Pan mógł opuścić salę… - Zapytała.
            -Nie, nie mogę. –Wysyczałem. Pielęgniarka nie powiedziała nic więcej. Zabrała się za pobieranie krwi. Zrobiła jeszcze kilka innych badań. Siedziałem tam i po prostu patrzyłem. Zawadzałem. Byłem tego świadomy, ale nie zaufam im. Poczekam na Naruto. Po paru minutach zjawił się Uzumaki.
            -Co ty tu robisz? Zajmij się lepiej badaniem tej sprawy, zamiast zawadzać moim pracownikom. –Podniosłem się dumnie.
            -Najpierw musze wiedzieć, co jej jest. Za ile będziesz coś wiedział?
            -Krew jest już w laboratorium. Nasi  analitycy się nią zajmują. Jak będę coś wiedział, dam ci znać. –Wyszedłem i usiadłem na fotelach w korytarzu. Pozostawało mi tylko czekać na jakieś informacje . Wyciągnąłem z kieszeni komórkę. Zadzwoniłem do swojego współpracownika.
            -Tak, szefie? –odezwał się niemal natychmiast.
            -Zbadaj mi personel hotelu, w którym odbył się dzisiaj mój ślub. Kelnerów, kucharzy, recepcjonistów, sprzątaczki, wszystkich. – wysyczałem. Byłem Uchiha, a ktoś tak po prostu igrał ze mną.
            -Mogę wiedzieć dlaczego? – Hozuki zawsze był ciekawski. Nie wiedział o moim planie. Był wtajemniczony w porwanie, ale nic poza tym. Tak na prawdę ufałem tylko Naruto. Mimo wszystko tamten i tak nie wiedział wszystkiego.
            -Ktoś próbował zrobić krzywdę Haruno.
            -Jak będę coś wiedział, odezwę się. – usłyszałem dźwięk zakończonej rozmowy i schowałem telefon do kieszeni. Wstałem i podszedłem do okna by móc jeszcze raz przeanalizować sytuacje. Spojrzałem na Haruno i krzątającą się wokół niej pielęgniarkę. Naruto stał przed jej łóżkiem i głęboko nad czymś myślał.  Przebrali ją w szpitalną koszulę. Leżała nieprzytomna, ale oddychała miarowo. Maszyny porozstawiane w sali pikały równomiernie. Zabije tego, który odważył się wejść mi z drogę i próbował ją skrzywdzić. Ale najpierw dowiem się dlaczego i po co…
            Obudziło mnie szturchnięcie. Otworzyłem leniwie oczy, które zaraz zamknęły się z powodu gwałtownego przypływu światła. Odczekałem chwilę i ponowiłem próbę.  Korytarz był pusty. Światła były tak na prawdę przygaszone i wcale nie oślepiały. Tylko w sali mojej żony paliły się lampy. Nade mną stał Naruto i to on mnie obudził. Było widać, że jest zmęczony. Przeciągnąłem się by wyprostować kości po drzemce na fotelu. Z pozoru wygodny, jednak na dłuższą metę się nie sprawdził
            -Która godzina? –zapytałem.
            -Po trzeciej. –odpowiedział. –Mam wyniki badań. –powiedział poważniejąc.
            -Więc? Jest w ciąży? – zapytałem zniecierpliwiony.
            -Na szczęście nie. Ciąża mogłaby się w tym momencie źle skończyć. – był śmiertelnie poważny. Byłem ciekaw co jej dolegało. Ale to nadal była tylko zwykła ciekawość. Nic więcej. – Chciałbym powiedzieć, ze wszystko jest ok., ale tak naprawdę nie jest. Albo zalazła komuś za skórę, albo ktoś się z tobą bawi, Sasuke.
            -Możesz mówić jaśniej? Konkrety, konkrety Naruto.
            -Wykryliśmy w jej żyłach substancję odurzające. Musiały zostać dosypane do jedzenia, alby nie wykryć smaku. –powiedział.
            -Cholera. –wysyczałem wstając gwałtownie. Uzumaki gestem ręki pokazał mi, że mam usiąść. Widocznie jeszcze nie skończył.
            -Ale to nie wszystko. Wysłałem znajomego aby sprawdził wino, wodę i jedzenie. Wino i nasze talerze były czyste. Tylko posiłek Sakury był z dodatkami. – spojrzał w dokumenty, które trzymał w dłoniach. –W wodzie, którą podano Sakurze do wypicia był trucizna. Bardzo silna trucizna. Ktoś miał nadzieje, że wypije całą. Wypiła jej tylko trochę, więc tak naprawdę nic złego się nie stało. Usunęliśmy ją już z jej organizmu.
            -Cholera! –Podniosłe się gwałtownie i z całej siły przywaliłem pięścią w metalowe drzwiczki szafki stojącej naprzeciwko mnie. –Zabiję tego, kto próbował ją zabić. Zniszczę! Będzie cierpiał.
            -Uspokój się Sasuke. Zachowujesz się jak szaleniec. Zakochany szaleniec. –Przystanąłem i spiorunowałem go wzrokiem.
            -Zakochany? Czyś ty na łep upadł? Czy w tym twoim jedzeniu też coś było? –wykrzyczałem. Zakochany. Też mi coś. Ona była tylko moim więźniem, moim wrogiem, moją kobietą, … moją żoną. Tak na prawdę łączyło nas wiele. – To tylko moja żona, nie zamierzam owdowieć w dniu ślubu. Kiedy się obudzi? –Spojrzałem na leżącą na łóżku szpitalnym kobietę.
            -Nie mam pewności, Sasuke. Ma silny organizm. Powinna dać sobie radę ze wszystkim. Po prostu musi odpocząć. –odwrócił się z zamiarem odejścia. –Idź do domu, odpocznij, przebierz się, weź kąpiel. Ona nie ucieknie.
            -Żebyś się jeszcze nie zdziwił, Naruto. Pilnuj jej, ja jadę się ogarnąć. –wyprzedziłem go ostatni raz spoglądając na żonę. Byłem żonaty, a obrączka na moi palcu była dowodem.
            Doprowadzenie się do porządku zajęło mi dość sporo czasu. Uzumaki mówił, że trochę zajmie Haruno zregenerowanie swoich sił więc nie spieszyłem się zbytnio. Wziąłem ciepły prysznic. Potrzebowałem tego. Zrelaksowałem się i odsunąłem na bok wszystkie moje zmartwienia. Teraz pędziłem autem przez autostradę. Mój dom znajdował się w sporej odległości od kliniki więc to przejazd zajmował najwięcej czasu. Na szczęście miałem szybkie i wygodne auto wiec jazda była przyjemnością. Mimo wszystko miałem złe przeczucia. Chciałem po prostu już być na miejscu. Minąłem klika skrzyżowań. Ruch zrobił się gęstszy, ale już po chwili ujrzałem dach budynku do którego zmierzałem. Mój telefon odezwał się w kieszeni. Wyjąłem go z kieszeni skurzanej kurtki.
            -Mów. – To Hozuki, ponagliłem go.
            -Nic. Personel jest czysty, a kelnerzy byli już w domach. Ale udało mi się zdobyć adresy. Poszperam trochę. A jak ona się czuje? Wiadomo już coś?            -Żyje, ale próbowano ją otruć. Nie mam zamiaru zostać wdowcem więc postaraj się. Dobrze ci zapłacę. Muszę kończyć. Dzwoń jak będziesz coś miał. – rozłączyłem się i wjechałem na szpitalny parking. Wsiadłem z auta i poprawiłem marynarkę i czarną koszulę. Wszedłem głównym wejściem do kliniki i od razu skierowałem się do Sali w której leżała moja żona. Po drodze spotkałem krzątające się pielęgniarki. Uśmiechały się zalotnie, co napawało mnie obrzydzeniem. Dotarłem do celu. Rolety na oknach i drzwiach były zasłonięte, a drzwi zamknięte. Zawahałem się chwilę, ale po chwili wtargnąłem do pomieszczenia. Światła były przygaszone, a lóżko puste. Na białej pościeli można było zauważyć kilka plamek krwi. Cholera, gdzie jest? Zabrali ją na badania? Wybiegłem z Sali i zaczepiłem pierwszą lepszą pielęgniarkę. –Sakura Uchiha. Zabrano ją na badania? – pielęgniarka wyraźnie zaskoczona, spojrzała w stronę drzwi z których wybiegłem.
            -Na badania? Nie, miała leżeć w łóżku. Gdy lekarz był na obchodzie, nie obudziła się jeszcze. –wyjąkała.
            -Nie ma jej tam. Niech sobie Pani sprawdzi. –wysyczałem, a ta przerażona pobiegła do Sali. Zaraz wybiegła na korytarz, podbiegła do recepcji i słyszałem jak wykrzykuje, że pacjentka zniknęła. Wróciła do mnie i zdyszana popatrzyła pytająco.
            -Nie wie pan gdzie mogła pójść? Czy coś jej groziło? Wiem o truciźnie. Może ktoś ją uprowadził? –zapytała.
            -Dopiero przyjechałem! Skąd mam wiedzieć co się stało?! – wrzasnąłem. –Mówiłem temu idiocie żeby jej pilnował! – ruszyłem przed siebie po kolei sprawdzając wszystkie pomieszczenia. Biegałem po szpitalu, otwierając i trzaskając drzwiami. Jeśli coś jej się stało, nie daruje tego Naruto. Puszczę ten jego szpital z torbami. Modlę się tylko, żeby była gdzieś tutaj. Nie pomyślałem o tym, ze ktoś mogły wtargnąć tutaj i chcieć zrobić jej krzywdę. Przebiegłem wszystkie piętra. Sprawdziłem nawet dach. Winda jechała teraz do piwnicy. Czwarte piętro, trzecie, drugie, pierwsze. Miałem rażenie, że wlecze się niemiłosiernie. Gdy stanąłem w piwnicy rozejrzałem się w około. nie było tu pomieśćże tylko po prostu jedna wielka hala. O dziwo pomalowana na jasno. Wytężyłem wzrok. Jeśli ta niewdzięcznica próbowała uciec przywiąże ją do łóżka i zostawię tak. Znów będzie cierpieć. A chciałem być miły. zacząłem przeszukiwać poziom: stare krzesła, wózki, łóżka. Odsuwałem wszystko po kolei. Podchodząc w najbardziej oddalony od wyjścia i zastawiony kąt pomieszczenia doznałem szoku. Siedziała tam skulona, na stercie białych i zakrwawionych prześcieradeł. Krew spływająca z jej nadgarstka zakrwawiła jej szpitalną koszulę. –Sakura? –Wyszeptałem zimno. Podniosła głowę. Jej różowe włosy były rozpuszczone w kompletnym nieładzie. Zapłakana, zasmarkana i zakrwawiona. Poczułem ukucie w sercu. Tak, miałem serce, które funkcjonowało i najwyraźniej potrafiło współczuć.  Była moi wrogiem. Największym wrogiem, ale gdy ujrzałem ją w takim stanie cała złość uleciała.
            -Sasuke? – wyszeptała załamana.  Odsunąłem lóżko, które stało mi na przeszkodzie i ruszyłem w jej stronę. Skuliła się jeszcze bardziej, przerażona.
            -Chciałaś uciec? –Przykucnąłem obok niej. –Patrzyłem w jej oczy próbując zrozumieć cokolwiek. Wyczytać z jej twarzy, dlaczego tak postąpiła.
            -Sasuke, nie…ja… - Wyjąkała i rozpłakała się  jeszcze bardziej. Złapałem ją za podbródek i zmusiłem do spojrzenia w moje oczy.
            -W co ty pogrywasz? Co się stało? –zapytałem. Starałem się nie pokazywać żadnych emocji. Nie chciałem jej wystraszyć. Chciałem prawdy. Popatrzyła na mnie i zrobiła coś niespodziewanego. Rzuciła się w moje ramiona i wtuliła się we mnie cicho łkając.
            -Ktoś tam był. Był tam gdy spałam. Stał nade mną. –Wyjąkała. Usiadłem na podłodze przytulając ją do siebie. Głaskałem jej włosy, próbując uspokoić.
            -To byłem ja. –zastygła.
            -Nie, Sasuke. To nie byłeś ty. Znam twój zapach, twój styl bycia. Rozpoznałabym cię. To nie byłeś ty. To nie był twój oddech, ani twój zapach. Ten ktoś chodził inaczej niż ty. Lekko. Ty stąpasz twardo po ziemi. – zalała mnie słowami i rozpłakała się jeszcze bardziej. –Ja, bałam się. Bałam się wtedy bardziej niż w momencie gdy pierwszy raz cię zobaczyłam.
            -Cii. –Pogłaskałem ją po włosach. – Dowiem się kto to. Nic ci się nie stanie.Obiecuje. –Czyżby zaczęła mi ufać? Sytuacja się skomplikowała. Byłem wściekły, że ktoś wszedł do kliniki i dostał się do jej pokoju. To było niedorzeczne. Ale może właśnie ten ruch, pozwoli złapać mi winnego. Usłyszałem piknięcie windy. Gdy drzwi się otworzyły ujrzałem blond czuprynę Uzumakiego.
            -Sasuke, jesteś tutaj?
            -Tak, chodź tu idioto. –wysyczałem. –I przymknij się, bo zasnęła. - Naruto podszedł do mnie i Sakury. Zatkał dłonią usta gdy ją zobaczył.
            -Cholera, co się stało? –wyszeptał.