*
Opuściłam pokój
kierując się ku drzwiom. Ten człowiek był nieobliczalny. Bałam się,
ale również byłam wściekła na siebie za to, że byłam taka naiwna i na
Sasori’ego,który zawsze wybiera nieodpowiednie chwile. Jednak był moim
przyjacielem, za co mu szczerze dziękowałam. Czułam na sobie na czyjś
wzrok.
-Łap…-Odwróciłam
się za siebie. Spostrzegłam jak rzuca do mnie metalowy przedmiot. Były
to klucz do frontowych drzwi. –Bez żadnych sztuczek, bo zginie.
–Wyszeptał tak abym tylko ja to usłyszała. Nie chciał się zdradzić.
Zeszłam i otworzyłam wejście. Stał tam czerwonowłosy
-Cześć
Sakurcia…-Przywitał się ze mną. W dłoniach trzymał kwiaty, które mi
wręczył i butelkę szampana. –Tak przechodziłam i pomyślałem, że może
wpadnę. Tak dawno się nie widzieliśmy. -Uśmiechnął się zadziornie.
Starałam się zachować opanowanie i spokój. Nie chciałam by mu się coś
stało przez moją głupotę.
-Witaj.-Przywitałam
się zmuszając się do uśmiechu.–Przechodziłeś powiadasz. A te kwiaty i
szampana znalazłeś po drodze, tak?–Tylko przy nim i Hiacie potrafiłam
zdjąć swoją maskę poważnej pani prokurator.
-Ach…
znalazłem po drodze.-Popatrzył na szampana, a potem jego wzrok przeniósł
się znów na mnie. –Nie wpuścisz mnie do środka?- I co mam teraz zrobić?
Jeżeli go wpuszczę będzie skazany na porażkę, ale jeżeli go zostawię
zacznie coś podejrzewać.
-Wiesz, co miałam iść właśnie spać. Jest już po północy.-Zaczęłam mówić i podawać najprostsze argumenty.
-Wiesz mogę ci towarzyszyć…-Spoważniałam.-Żartowałem…-Zaśmiał się ze mnie. Co, jak co ale to nie było śmieszne.
-Dobra
wejdź, ale nie na długo, bo rano muszę wcześnie wstać…- Ziewnęłam
zakrywając dłoniom usta. Co, jak co, ale będzie dobrze,jeżeli ja w ogóle
dożyje ranka. Odsunęłam się od przejścia i gestem ręki pokazałam,aby
wszedł. Kontem oka spojrzałam na schody. Stał tam. Patrzył tymi
czarnymi oczami na nas. To był mój błąd. Sasori spojrzał na mnie a potem na schody.
-Coś się stało?- Spytał.
-Nie
wszystko jest dobrze. Jestem po prostu śpiąca i zmęczona. W końcu to
pierwsza noc w nowym domu. –Uśmiechnęłam się lekko.Kolejny sztuczny
uśmiech.
-Wiesz,
co ja nadal uważam, ze powinnaś zainstalować alarm i kamery w tym
domu.-Znowu zaczynał temat. W kółko to powtarzał jednak ja uważałam, że
to nie potrzebne. Nie słuchałam go i to był mój błąd. Mogłam
go posłuchać, a na pewno nie znalazłabym się w tak krytycznej sytuacji.
Bała
się mnie. Każde słowo było wypowiedziane z nutka strachu. Nie mogła do
końca go zamaskować. Ten facet na pewno tego nie zauważy. Zastanawiam się
właściwie, kimon jest. Widać, ze nasza pani prokurator mu się
spodobało, ale on dla niej jest raczej tylko przyjacielem. Łudzi się,
jeżeli myśli, że ją uszczęśliwi. Nie ma dla nich przyszłości. Skierowali
się do kuczni rozmawiając. Bezsensowna rozmowa o zabezpieczeniach tego
domu. Gdyby go posłuchała nie była by w tak kiepskiej sytuacji. Niestety
chyba nie pomyślała, że ktoś może się chcieć zemścić. Nadal nie wiem jak
taka bezbronna, mała i krucha osóbka mogła wpakować mojego starszego
brata do paczki. To niedopuszczalne.
-Mówiłam ci Sasori, że to nie potrzebne…- Nadal swoje. Gdyby wiedziała, co ja czeka.
-Sakura,
ale ja nadal uważam, że jednak powinnaś zabezpieczyć dom. Chociażby
przed złodziejami. – Sasori. Skąd ja nam tego gościa. To chyba ten sam,
który pomógł tej młodej. On zbyt dużo wie. Przekona się, ze zadawanie z
tą całą Haruno nie było dobrym posunięciem.
Wypiliśmy ciepłą
kawę i długo rozmawialiśmy. Było to przyjemne uczucie jednak strach
o bliską osobę nie opuszczał mojego umysłu. Sasori jak na złość nie
chciał opuścić mojego domu. Uchiha może się denerwować tym czekaniem.
Jestem pewna, że podsłuchuje całą naszą rozmowę.
-Sakura,
dlaczego jesteś samotna? Nie możesz sobie znaleźć drugiej połówki?
–Spytał nagle. Poruszył temat nad, którym dzisiejszego dnia dużo
myślałam. Osoba, którą mogłabym pokochać jeszcze przed zachodem słońca
wydawała się być możliwe, jednak aktualnie już nie.
-Sasori
to nie jest tak, że ja na doczekanie znajdę sobie mężczyznę. Każda
kobieta pragnie szczęśliwego i spokojnego życia przy boku ukochanego, a
dzień ślubu czy też inne rzeczy powinny być najważniejsze
i najpiękniejsze w jej życiu. Powinni być ze sobą szczęśliwi.
-Powiedziałam to,co miałam na sercu. Pomimo tego, ze nigdy nie miałam
chłopaka czy też mężczyzny tak czułam. Nie wiem czy było to poprawne
stwierdzenie, ale myślę, że tak. Ziewnęłam przeciągając się na krześle.
-Myślę,
że powinnam się zbierać. –Wstał z krzesła kierując się do wyjścia.
Uczyniłam to samo. Podążałam obok niego w zupełnym milczeniu.
Dopiero,gdy doszliśmy stanęłam tyłem do drzwi tak jakbym chciała, aby
został. Nie wiem,dlaczego to zrobiłam.
-Dzięki
za kwiaty. –Patrzyłam w jego oczy. Nie chciałam przerywać tej magicznej
chwili i on chyba też nie. Nie chciałam teraz myśleć o niebezpieczeństwie
czyhającym u góry schodów. Przytuliłam się do niego.
-Dzięki
za miły wieczór. –Odsunął mnie od siebie i namiętnie pocałował. Skradł
mój pierwszy pocałunek. Przywarłam do niego niepewnie oddając całusa.
Objęłam go w pasie. To było takie magiczne i cudowne. Pomimo tego,
że wiedział, że moje uczucie do niego nie jest tak silne w końcu się
odważył. Kochał mnie, o czym wiedziałam już dawno. Ja również go
kochałam, ale jak brata,którego nigdy nie miałam. Tą magiczna chwilę
przerwał strzał. Po chwili jego ciało opadło na mnie. –Kocham
cię…-Wyszeptał zamykając swoje powieki. Poczułam na moich dłoniach ciepłą
lepką ciecz. Łzy same poleciały mi z oczu…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz