środa, 10 kwietnia 2013

5. Ostatni pocałunek

Czasami są chwile,gdy strach opanowuje nas całkowicie. Boimy się nieznanego i niczego więcej.Możemy przypuszczać, co się stanie jednak to tylko przypuszczenia. Gdyby były prawdą nie żyła bym już od 15 minut. Strach to najgorsze uczucie, jakie może nas opanować. Tracimy zmysły powoli staczając się na dno. Jednak są uczucia,które potrafią nas wyrwać z tego bagna. Miłość i przyjaźń sprawiają, że nawet w najgorszej sytuacji potrafimy stanąć naprzeciw samemu szatanowi. Choć stoimy na przegranej pozycji zacięcie walczymy o dobro tych, których kochamy. Pragniemy bezgranicznego szczęścia naszych przyjaciół wierząc, że oni zrobiliby dla nas to samo. Gotowi jesteśmy nawet na największe poświęcenie. Oddać życie za kogoś bliskiego to szlachetna rzecz jak i jedyna, jaką mogę ofiarować.
*

 Opuściłam pokój kierując się ku drzwiom. Ten człowiek był nieobliczalny. Bałam się, ale również byłam wściekła na siebie za to, że byłam taka naiwna i na Sasori’ego,który zawsze wybiera nieodpowiednie chwile. Jednak był moim przyjacielem, za co mu szczerze dziękowałam. Czułam na sobie na czyjś wzrok.
-Łap…-Odwróciłam się za siebie. Spostrzegłam jak rzuca do mnie metalowy przedmiot. Były to klucz do frontowych drzwi. –Bez żadnych sztuczek, bo zginie. –Wyszeptał tak abym tylko ja to usłyszała. Nie chciał się zdradzić. Zeszłam i otworzyłam wejście. Stał tam czerwonowłosy
-Cześć Sakurcia…-Przywitał się ze mną. W dłoniach trzymał kwiaty, które mi wręczył i butelkę szampana. –Tak przechodziłam i pomyślałem, że może wpadnę. Tak dawno się nie widzieliśmy. -Uśmiechnął się zadziornie. Starałam się zachować opanowanie i spokój. Nie chciałam by mu się coś stało przez moją głupotę.
-Witaj.-Przywitałam się zmuszając się do uśmiechu.–Przechodziłeś powiadasz. A te kwiaty i szampana znalazłeś po drodze, tak?–Tylko przy nim i Hiacie potrafiłam zdjąć swoją maskę poważnej pani prokurator.
-Ach… znalazłem po drodze.-Popatrzył na szampana, a potem jego wzrok przeniósł się znów na mnie. –Nie wpuścisz mnie do środka?- I co mam teraz zrobić? Jeżeli go wpuszczę będzie skazany na porażkę, ale jeżeli go zostawię zacznie coś podejrzewać.
-Wiesz, co miałam iść właśnie spać. Jest już po północy.-Zaczęłam mówić i podawać najprostsze argumenty.
-Wiesz mogę ci towarzyszyć…-Spoważniałam.-Żartowałem…-Zaśmiał się ze mnie. Co, jak co ale to nie było śmieszne.
-Dobra wejdź, ale nie na długo, bo rano muszę wcześnie wstać…- Ziewnęłam zakrywając dłoniom usta. Co, jak co, ale będzie dobrze,jeżeli ja w ogóle dożyje ranka. Odsunęłam się od przejścia i gestem ręki pokazałam,aby wszedł. Kontem oka spojrzałam na schody. Stał tam. Patrzył tymi czarnymi oczami na nas. To był mój błąd.  Sasori spojrzał na mnie a potem na schody.
-Coś się stało?- Spytał.
-Nie wszystko jest dobrze. Jestem po prostu śpiąca i zmęczona. W końcu to pierwsza noc w nowym domu. –Uśmiechnęłam się lekko.Kolejny sztuczny uśmiech.
-Wiesz, co ja nadal uważam, ze powinnaś zainstalować alarm i kamery w tym domu.-Znowu zaczynał temat. W kółko to powtarzał jednak ja uważałam, że to nie potrzebne. Nie słuchałam go i to był mój błąd. Mogłam go posłuchać, a na pewno nie znalazłabym się w tak krytycznej sytuacji.

 Bała się mnie. Każde słowo było wypowiedziane z nutka strachu. Nie mogła do końca go zamaskować. Ten facet na pewno tego nie zauważy. Zastanawiam się właściwie, kimon jest. Widać, ze nasza pani prokurator mu się spodobało, ale on dla niej jest raczej tylko przyjacielem. Łudzi się, jeżeli myśli, że ją uszczęśliwi. Nie ma dla nich przyszłości. Skierowali się do kuczni rozmawiając. Bezsensowna rozmowa o zabezpieczeniach tego domu. Gdyby go posłuchała nie była by w tak kiepskiej sytuacji. Niestety chyba nie pomyślała, że ktoś może się chcieć zemścić. Nadal nie wiem jak taka bezbronna, mała i krucha osóbka mogła wpakować mojego starszego brata do paczki. To niedopuszczalne.
-Mówiłam ci Sasori, że to nie potrzebne…- Nadal swoje. Gdyby wiedziała, co ja czeka.
-Sakura, ale ja nadal uważam, że jednak powinnaś zabezpieczyć dom. Chociażby przed złodziejami. – Sasori. Skąd ja nam tego gościa. To chyba ten sam, który pomógł tej młodej. On zbyt dużo wie. Przekona się, ze zadawanie z tą całą Haruno nie było dobrym posunięciem.

 Wypiliśmy ciepłą kawę i długo rozmawialiśmy. Było to przyjemne uczucie jednak strach o bliską osobę nie opuszczał mojego umysłu. Sasori jak na złość nie chciał opuścić mojego domu. Uchiha może się denerwować tym czekaniem. Jestem pewna, że podsłuchuje całą naszą rozmowę.
-Sakura, dlaczego jesteś samotna? Nie możesz sobie znaleźć drugiej połówki? –Spytał nagle. Poruszył temat nad, którym dzisiejszego dnia dużo myślałam. Osoba, którą mogłabym pokochać jeszcze przed zachodem słońca wydawała się być możliwe, jednak aktualnie już nie.
-Sasori to nie jest tak, że ja na doczekanie znajdę sobie mężczyznę. Każda kobieta pragnie szczęśliwego i spokojnego życia przy boku ukochanego, a dzień ślubu czy też inne rzeczy powinny być najważniejsze i najpiękniejsze w jej życiu. Powinni być ze sobą szczęśliwi. -Powiedziałam to,co miałam na sercu. Pomimo tego, ze nigdy nie miałam chłopaka czy też mężczyzny tak czułam. Nie wiem czy było to poprawne stwierdzenie, ale myślę, że tak. Ziewnęłam przeciągając się na krześle.
-Myślę, że powinnam się zbierać. –Wstał z krzesła kierując się do wyjścia. Uczyniłam to samo. Podążałam obok niego w zupełnym milczeniu. Dopiero,gdy doszliśmy stanęłam tyłem do drzwi tak jakbym chciała, aby został. Nie wiem,dlaczego to zrobiłam.
-Dzięki za kwiaty. –Patrzyłam w jego oczy. Nie chciałam przerywać tej magicznej chwili i on chyba też nie. Nie chciałam teraz myśleć o niebezpieczeństwie czyhającym u góry schodów. Przytuliłam się do niego.
-Dzięki za miły wieczór. –Odsunął mnie od siebie i namiętnie pocałował. Skradł mój pierwszy pocałunek. Przywarłam do niego niepewnie oddając całusa. Objęłam go w pasie. To było takie magiczne i cudowne. Pomimo tego, że wiedział, że moje uczucie do niego nie jest tak silne w końcu się odważył. Kochał mnie, o czym wiedziałam już dawno. Ja również go kochałam, ale jak brata,którego nigdy nie miałam. Tą magiczna chwilę przerwał strzał. Po chwili jego ciało opadło na mnie. –Kocham cię…-Wyszeptał zamykając swoje powieki. Poczułam na moich dłoniach ciepłą lepką ciecz. Łzy same poleciały mi z oczu…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz