Schrzaniłem. Przyznaje. Ale
naważyłem piwa, którego muszę zasmakować.Teraz sam muszę je wypić.
Tylko jest mały problem. Nie nawiedzę piwa. Gustuję w droższych trunkach.
Najprostszym sposobem było by
schlać się do nieprzytomności i przestać się zadręczać ale nie mogę
pozwolić jej dłużej spać. Od tych dwóch dni zależy powodzenie
mojego planu. Moje myśli są tak pogmatwane, że sam nie potrafię ich
poukładać.Zachować trzeźwy umysł, zachować trzeźwy u… Cholera co ja
plotę? Przecież się nie da. Chciałem pozbawić życia wszystkich w około
Niej ale nie jej samej. Była mi potrzebna. Nie taki był plan. Miała
cierpieć. Cierpieć i patrzeć jak
cierpią jej bliscy. Miała siedzieć w tej klatce,być blisko. To i tak
łagodna kara za to co mi zrobiła. Za pozbawienie mnie rodziny i
wszystkiego co kochałem. Teraz role się odwrócą. To ja będę tym,który
będzie ranić.
Zboczyłem z kursu bardziej niż myślałem. Kiedy Suigetsu poinformował
mnie o obecnej pozycji nieźle się wściekłem. Droga miała mi zająć 3 dni a
tym czasem już 4dzień od wyruszenie żegluję. Co prawda na horyzoncie
już pojawia się zarys mojego celu ale nadal był trudno dostrzegalny.
Słońce chyliło się ku zachodowi.Nieziemsko uspokajający widok. Zachody w
tej części świata zawsze tak wyglądały. Od kiedy tylko pamiętam.
Przyjeżdżałem tu z Itachim jako mały brzdąc. Kochałem to miejsce i
dzięki niej miałem pokochać je bardziej w przeciwieństwie do Haruno.
Konoha. To właśnie ta prywatna wysepka, która należała do moich rodziców
stanie się jej klatką. Niebiańskim więzieniem otoczonym z każdej strony
oceanem. Niebem, na którym rozpęta się piekło dla Sakury. Jej nowy dom.
Podpłynąłem do brzegu. Wyspa nie była duża ale za to jedna z tych na
które nikt nie miał wstępu. Nikt, poza członkami rodziny Uchiha i ich
gośćmi. Zresztą. Tak niewielu ludzi wiedziało o jej istnieniu, że żywy człowiek nie stanowił zagrożenia.
Przybiłem do brzegu. Wyłączyłem silniki jachtu i zszedłem na ląd.
Cudownie być w domu. Obróciłem się wokół własnej osi. Wszystko wyglądało
tak jak kiedyś. Dzika przyroda. Plaża i co najważniejsze ten piękny dom
połączony z otwartym oceanem. Taras, jacuzzi,liczne oświetlenie.
Huśtawka. Piękna, duża stojąca na tarasie, leżaki ,pisakowe ściany domu i
liczne okna. Poczułem się szczęśliwy. Teraz widzę jak bardzo mi tego
brakowało. Posiadłość była systematycznie sprzątana. Miałem tyle
forsy,ze do końca życia nie musiałem pracować. Równie
dobrze mógłbym wyciągnąć Itachi’ego za kaucją. Niestety, ta mała suka
zadbała o to, żeby mi to uniemożliwić. Wróciłem na jacht po Sakure.
Leżała.Od półtorej dnia tak samo. Bez najmniejszego ruchu. Wziąłem ją na
ręce i udałem się do domu. Rozsuwając szklane drzwi przekroczyłem próg
stając w wielkim salonie. Powędrowałem
do sypialni. Dużej na piętrze domu. Ułożyłem ją na dużym małżeńskim
łóżku posłanym czarną satynową pościelą. Jak porcelanowa lalka. Śpiąca
królewna czekająca na pocałunek księcia, który nigdy nie przybędzie.
Zostawiłem ją tak i poszedłem do kuchni gdzie przygotowałem sobie kanapki
i wypiłem szklankę soku. Wróciłem do sypialni i się odświeżyłem. Później
sprawdziłem tylko jej temperaturę i oddałem się w objęcia Morfeusza.
Nie czułam nic. Pustka. Zupełna. Za to słyszałam szum wiatru. Delikatne
granie świerszczy. Czy tak wygląda niebo? Ciemność i przyjemne dźwięki?
Inaczej sobie to wyobrażałam. Pamiętałam całe swoje życie. Ostatnie
wydarzenia odbijały się echem w podświadomości. Nie wiem skąd dochodziły
te dźwięki. Gdy Sasuke dosypał mi tego świństwa do napoju poczułam się
senne. Natychmiast odpłynęłam. Nie wiem gdzie teraz jestem. Wiem ze z
pewnością nie jest to już ten jacht. Inny wymiar?Nowe życie? Jeść. Nie
czuje głodu, ale potrzebuje jedzenia. Jeść. Jestem zmęczona. Tak nagle
głosy nocnych grajków cichną. Nie ma już tej melodii. Szum wiatru staje
się przekleństwem. Pali!Wewnętrzny
ogień. Nie czuje swojego ciała. Tylko słyszę. Coś w jakiś dziwny sposób
próbuje mnie obudzić. Zabiera mi to piękno. Tą nieświadomość.
Zaczynam nowe życie?
Przewróciłem się na bok. Moja dłoń powędrowała na jej czoło. Cholera!
Parzy! Zerwałem się natychmiastowo. Koszula przywarła do jej ciała. Była 2
w nocy. Termometr wskazywał 40 stopni. Przecież to może ją zabić.
Naruto. Muszę do niego zdzwonić. Jest mi potrzebny. Telefon! Gdzie jest
ten pieprzony telefon?!Łazienka. Tam go zostawiłem. Mam pomysł. Wziąłem
ją na ręce biegnąć do łazienki. Okręciłem kurek z wodą. Zimna ciecz
zaczęła napełniać wannę. Zbicie temperatury to podstawa. Nie nalałem dużo
wody. Zbyt duża różnica temperatur mogła wywołać niepożądane skutki. Włożyłem dziewczynę do wody.Zaczęła się trząść. Zabrałem telefon:
-Naruto?!Temperatura skoczył. Co ja mam po cholery zrobić?! –Krzyczałem do słuchawki.Chłopak naprawdę się wystraszył.
-Sasuke musisz zbić temperaturę. –Tyle to sam wiedziałem. –Jestem już w drodze. Za jakaś godzinę powinienem być na miejscu.
-Nie mam godziny głąbie. Ona się cała trzęsie. Wsadziłem ją do wanny.
-Co zrobiłeś?!
Sasuke ja wiem, że tak robiły babcie ale bez przesady. Mamy XXI wiek.
Powinieneś wiedzieć, że trzeba zbijać temperaturę stopniowo zmniejszając
temperaturę wody, a nie wsadzać ją do lodowatej. –Wyciągnąłem ją z wanny
i szczelnieowiną łem ręcznikiem.
-W takim
razie co mam zrobić? -Cisza. –Naruto? -Nic. Spojrzałem na
wyświetlacz.Zgasł. Cholerna bateria. Rozładowana. Godzina. Tyle mam do
czasu Naruto. Co z nią zrobić. Ten głąb zdążył mi powiedzieć tylko tyle,
ze mam stopniowo zmniejszać temperaturę. Pomyślmy. Muszę się uspokoić i
pomyśleć. Jacuzzi.Pobiegłem tam z nią. Zanurzyłem się razem z nią w
gorącej wodzie. Niezwykle odprężające uczucie. Odszukałem pokrętła od
regulacji temperatury wody i stopniowo ją zmniejszałem. Leżała w moich ramionach. Grzała bardziej niż ta woda. Naruto pośpiesz się.
Nie wiedziałem jak długo tu z nią siedzę. Straciłem poczucie czasu.
Jej temperatura minimalnie zmalała ale nadal była rozpalona. Tuliłem jej
ciało do swojego. Głupia. Że też musiałaś być
na tyle upierdliwa, żeby mi się przeciwstawiać. Starałem się odprężyć.
Noc była ciepła, a woda bulgocząca pod moim ciałem przyjemna. Nastrój
panujący w około nie pozostawiał nic do życzenia. Blaski lamp były takim
ciepłym blaskiem. Tak wspaniałym. Nie wiedziałem co się teraz stanie. Czekałem na pomoc. Nagle
wiatr wezbrał na sile. Nieprzyjemny warkot dobiegł do moich uszu. Palmy
rosnące wokoło posiadłości zaczęły poruszać się z dużą prędkością. Zza
nich wyłoniła się postać biegnąca w moją stronę. Wszędzie poznałbym tę
blond czuprynę.
-Naruto…-wyszeptałem. Moje zbawienie. Podbiegł do mnie. Jeszcze nigdy nie cieszyłem się tak na jego widok .
-Wyciągnij ją
z wody i połóż na kocu. –Rzekł dokładając gruby materiał na ziemi.
Uczyniłem to co kazał po czym odsunąłem się na pewien dystans by mu nie
przeszkadzać. Badał ją robił rzeczy, o których nie miałem bladego
pojęcia. Wstrzyknął jej coś w żyłę po czym wstał i odwrócił się w moją
stronę.
-I…?-Czekałem z niecierpliwością na to co chciał mi powiedzieć. On zamachnął się i mnie spoliczkował.
-Idioto!Ustabilizowałem jej stan w miarę moich możliwości ale ona potrzebuje stałej opieki. W każdej chwili może się pogorszyć.
-Więc zostań i sprawuj nad nią tą opiekę –odrzekłem oschłym tonem. Nie podobało mi się jego zachowanie w stosunku do mnie.
-Ona musi trafić do szpitala. W przeciwnym razie umrze…!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz