Wiedziałem,
ze Haruno jest cudowną kobietą ale nie byłem świadomy jak może na mnie
działać. Była przesiąknięta seksapilem od stóp, aż po kosmyki jej
jedwabistych, różowych włosów. Każda komórka ciała emanowała pięknem i
gracją, a ja – Sasuke Uchiha nie potrafiłem nad sobą zaoponować. Moja
kontrola słabła z każdą sekundą. Fala gorąca, która mnie ogarnęła. Nie
wiedziałem jak mam ją ugasić. Nie potrafiłem, a to doznanie z pewnością
było czymś nowym. Nigdy nie czułem tak wielkiej energii, która
rozpierała by mnie od środka. Miałem wiele kobiet ale nigdy nie był to
stały związek. Nie odczuwałem potrzeby wiązania się z kimś. Byłem
związany tylko z moim bratem, a ta mała landryna wsadziła go do pierdla.
Pożałuje.
Rzuciłem ją na satynową pościel, która w niektórych
miejscach była jeszcze mokra. Miała zamknięte oczy. Płakała. Burza,
nadal trwała i choć nie była tak donośna jak wcześniej nadal można było
usłyszeć przez zamknięte drzwi huki. Niezły sztorm się rozpętał. Czułem,
jak jacht się kołysze ale tyle czasu spędziłem na morzu gdy byłem
dzieckiem, że nie robiło to na mnie wrażenia. Usiadłem na niej okrakiem i
schyliłem się nad jej uchem.
-Strach Cię obleciał? –Drgnęła. –Byłaś
taka odważna, a boisz się zwykłej burzy? -Tak naprawdę nie wiedziałem
czy boi się bardziej mnie czy piorunów. Nie podobało mi się to.
Przygryzłem delikatnie jej małżowinę uszną. Jej reakcja była
natychmiastowa. Otworzyła szeroko oczy i zaczęła się szarpać. Złapałem
za jej dłonie i mocno przycisnąłem je nad jej głową do posłania. Teraz
była skazana na moją łaskę. Bała się. Kochałem ten strach w jej oczach.
Kołysanka, którą tylko ona mogła mi zaśpiewać.
Burza była przerażająca, ale dzięki drzwiom nie była aż tak
donośna. Nie wiedziałam co wzbudza we mnie większy strach. Sztorm
szalejący na zewnątrz, czy Uchiha siedzący na mnie. Nie wdziałam jego
twarzy. Nie chciałam patrzeć mu w oczy, ponieważ wiedziałam, że znów
będę się bać. Były takie lodowate, bez wyrazu jak piekielna otchłań
spowita ciemnością. Pomimo, że się starałam popsuł całe moje plany. Gdy
jego zęby dotknęły mojego ucha przeszedł mnie dreszcz i choć było to
doznanie bardzo przyjemnie strach, który starałam się opanować znów
wzrósł. Wiedział o tym. O to właśnie mu chodziło prawda? Żebym się bała,
a ja pomimo, że wiedziałam czego pragnie nie zdołałam się opanować.
-Zostaw, proszę. -Wyszeptałam. Przeniósł swój wzrok znad mojego ucha i teraz patrzył prosto w moje oczy.
-Co
się z tobą dzieje? Zachowujesz się jak mała dziewczynka, która boi się
potworów spod łóżka. –Miał rację, ale on był. Widziałam go. To był
właśnie ten potwór, którego się bałam. A może i nie? To nie był on. To
była gorsza wersja tego potwora. Dojrzalsza i okropniejsza.
-Nigdy
nie bałam się potworów. One nie istnieją. Bałam się twojego brata.
–wysyczałam przez zęby. Chciałam by brzmiało to choć trochę groźnie
jednak mój drżący głos nadal pokazywał jaka w tym momencie jestem
bezradna. –To Itachi był potworem i to w dodatku prawdziwym. Z kości i
krwi. Ale teraz, teraz już gnije w więzieniu. Widzisz, nawet potwory
takiego pokroju jak on popełniają błędy. –Widziałam jak w jego oczach
pojawia się furia. Trafiłam w czuły punkt. Widziałam jak próbuje nad
sobą zapanować. To był moment, w którym odrzuciłam strach choć
wiedziałam, ze on zaraz powróci.
-Nie warz się tak mówić o moim
bracie. Nie znałaś go! –To było piękne, a zarazem straszne. Uśmiechnęłam
się perfidnie. Wściekłość rosła. –Ty mała…!- Jego dłoń z rozpędem
kierowała się w stronę mojej twarzy. Zacisnęłam szczękę i zamknęłam oczy
czekając na ból, który miał nadejść. Jednak ku mojemu zdziwieniu nie
poczułam jej dłoni na policzku. Poczułam za to usta na swoich. Usta,
które z żarliwością i gwałtownością kradły moje pocałunki. Był zachłanny
pomimo, że nie oddawałam żadnego z jego pocałunków. Próbował przedrzeć
się przez moje mocno zaciśnięte zęby. Nie dawałam za wygraną sprawiając,
że szczęka zaciskała się jeszcze bardziej. Poczułam dłoń na udzie.
Delikatne, ale zarazem silne place błądziły po mojej skórze. W pewnym
momencie zacisnął je co spowodowało, ze z mojego gardła wydobył się
krzyk, a on od korzystając z okazji wsunął język do moich ust. Błądził
nim dotykając kolejno każdego zęba. Nie chciałam tego. Próbowałam go
odepchnąć ale przywarł do mnie całym ciałem. Gdy jego dłonie zahaczyły o
moje majtki jęknęłam. Brzydziłam się jego dotykiem, ale nie wiedziałam
w jaki sposób mam go z siebie zrzucić. Przecież był o wiele
silniejszy. –Nie broń się. Nic ci to nie da. –Kolejny seria żarliwych
pocałunków. –Zadam ci jedno małe pytanie, a ty z łaski swojej mi
ładnie odpowiedz. –Patrzył mi w oczy. –Jakim prawem mnie rozebrałaś?
Jeśli tak bardzo mnie pragniesz to dlaczego teraz tego nie okażesz?
–Jego uśmiech był taki, ohydny. Jak taki przystojny facet może być
przesiąknięty złem aż do kości? –Poza tym nie pozwoliłem ci zabrać mojej
koszuli! -Krzyknął. Nie był to raczek krzyk pełen złości, ale pogardy i
rozbawienia.
Nie oddała żadnej z moich pieszczot. Nie zwróciła
żadnego pocałunku. Widziałem strach w jej źrenicach i odrazę malującą
się na twarzy. Teraz byłem pewny, że to mnie się bała. Po raz kolejny
zanurzyłem się w jej ustach. Były takie delikatne i malinowe. Moje
pocałunki sprawiły, że stały się napuchnięte. Powoli zacząłem odpinać
guziki koszuli.
-Przestań. –Prosiła. Była moją ofiarą, która błagała
bym się nad nią nie pastwił. Pierwszy guzik. –Proszę. –Drugi.
Pozostawiłem kolejne i powędrowałem do ostatniego. Ostatni został
odpięty tak jak poprzednie dwa. Nie stawiał oporu za to właścicielka
wręcz przeciwnie. Szarpała się.
-Odpowiedz na moje pytanie.- Nie ciekawiło mnie to. Chciałem się tylko poznęcać, a odpowiedzi były mi dobrze znane.
-Byłeś cały mokry. Ja, ja chciałam abyś się nie przeziębił.-wydukała. Śmieszne ale prawdziwe.
-Nie
mów mi, że się martwisz.- Zaśmiałem się. Kolejny guzik odpięty. –A
koszula? Pytałaś o pozwolenie? – Kolejny plastikowy przedmiot uległ
mojej sile.
-Moja piżama była podarta i mokra. Musiałam się ubrać, a w twojej szafie nic nie było. Miałam chodzić bez ubrań?
-Bingo!
Nie pozwoliłem Ci wziąć mojej koszuli. Więc teraz ją łaskawie oddaj.
–Odpięłam kolejne dwa guziki i zatopiłem się w jej ustach. Smakowanie
jej było czymś czego pragnąłem. Przecież nie musiałem się hamować.
Musiałem tylko mieć trzeźwy umysł co jak na razie mi się udawało choć
chwilami zatracałem się. Koszula na jej ciele trzymała się tylko na
ostatnim guziku, który sprawiał, że nie mogłem dojrzeć jej piersi.
Zjechałem na jej szyję pozostawiając na niej lekkie zaczerwienienie.
Następnie dobrałem się do jej brzucha znacząc mokre ślady językiem.
-Zostaw,
zostaw! -krzyczała i dławiła się swoimi łzami. Nie mogłem na to
patrzeć. Była żałosna. Wstałem i wyciągnąłem z kieszeni płaszcza
przezroczystą folię z białym proszkiem. Odkręciłam butelkę wody i
wsypałem do niej część zawartości . Wróciłem do łóżka. Podałem Haruno
przedmiot.
-Pij.-Popatrzyła na mnie jak na idiotę. –Powiedziałem
pij!- Z oporem wypiła mieszankę. Dobrze widziała jak dosypałem do wody
proszku. Po chwili jej oczy się zamgliły, a ona sama opadła bezwładna
na łóżko. Teraz już nie czuła nic.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz