środa, 10 kwietnia 2013

13. Piekło w piekle.

Burza.Tak naprawdę jedyny strach, którego nigdy się nie wyzbędę. Boję się piorunów odkąd pamiętam. Chyba każdy zna bajeczkę o aniołkach turlających beczki w niebie. Tak przynajmniej zawsze powtarzała mi mama ale ja zawsze wiedziałam, że to coś więcej. Moim zdaniem burza to była kara. Myślałam, że Bóg chce sam wymierzyć sprawiedliwość i pomóc takim ludziom jak moja mama. Gdy dorosłam dowiedziałam się, że to deszcz,któremu towarzyszą wyładowania elektryczne. Pomimo, że wiedziałam o burzy tak wiele nadal wzbudzała we mnie lęk, którego nie potrafiłam opanować.  

Kiedy zobaczyłam ten oślepiający błysk, a po chwili usłyszałam grzmot byłam przestraszona. Ukryłam twarz w dłoniach mając nadzieję, ze to tylko sen.Niestety. To nie był sen. O pokład zaczęły stukać głośno wielkie krople wody, a niebo zrobiło się niemal, ze czarne. Ten cholerny wiatr wiał jak szalony a jacht kołysał się na falach, które z każdą chwilą się wzmacniały. Co jakiś czas uderzały o stalowy dziób, powodując jeszcze większe i gwałtowniejsze wstrząsy.Dlaczego akurat ja? Za jakie grzechy. Spojrzałam na Uchihe. Spał niczego nieświadomy. Co miałam zrobić? Kolejny błysk i równoczesny grzmot. Upadłam na podłogę i zaczęłam cicho szlochać. Jeszcze chwile temu miałam odwagę skoczyć i popełnić samobójstwo a teraz leżę tu bojąc się burzy. Chyba nigdy się nie zmienię. Zgrywanie niegrzecznej i odważnej dziewczynki niczego mi nie da, anie odparta chęć samobójstwa musi zniknąć. Muszę mieć pewność, ze moim przyjaciołom nic się nie stanie. Ze Hinata jest bezpieczna. W końcu i tak Sasuke się mnie pozbędzie. Nie ma sensy z nim walczyć. Błysk. Moje ciało przeszły ciarki.  Podniosłam się na kolana.  Grzmot. Kolejny potok łez. Zaczołgałam się w kont. Będąc w domu zawsze miałam kogoś kto mnie przytuli, kogoś kto sprawi, że zapomnę o tym przeklętym zjawisku jakim jest burza. Pomocy. Pomóżcie. Proszę. Nie panowałam nad sobą. Znów byłam tą samą słabiutką Sakurą sprzed lat. Już nie było zimnej pani prokurator. Ona zniknęła. Utonęła w głębinach błękitnego oceanu rozmyta jego falami. Grzmot.Jak długo jeszcze?! Proszę. Niech to się skończy. Jak można znaleźć jeszcze większe piekło w piekle?
Czułem jak podłoże pode mną się kołysze. Nie wiedziałem co się stało. Pamiętam tylko,jak ją uratowałem. Jak ta mała chciała popsuć wszystkie moje plany pozbawiając się życia. Co za idiotka.
-Cholera! -Zerwałem się na równe nogi. Musiałem myśleć trzeźwo. Ile leżałem nieprzytomny?I gdzie ona jest? Przecież równie dobrze mogła powrotem wskoczyć do tej przeklętej wody. Uświadomiłem sobie, że leżałem na łóżku. Byłem bez ciuchów. Na moich udach znajdowały się tylko bokserki, które były nadal całe przemoczone.Jak? Do cholery, jak? Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Siedziała skulona w koncie. Wiec jednak nie skoczyła. Chwilowa ulga, która zastąpiła po chwili wściekłość. Drzwi były otwarte , a na zewnątrz szalał sztorm. Prawdziwy, wielki sztorm. Wybiegłem jak oparzony. Wpadłem w lawinę deszczu wbiegając na górę by zarzucić kotwicę, która moim zdaniem na tak luksusowym jachcie nie była potrzeba.Niestety była. Dziękowałem Bogu, że nie kazałem jej wymontować. Pewnie już nieźle zboczyliśmy z kursu. Było już tak późno. Musiałem leżeć jakieś 4godziny. Wróciłem na dół zatrzaskując za sobą metalowe drzwi. Kolebanie nadal nie ustało. Burza szalała na zewnątrz ale dzięki zamkniętym drzwiom nie była już tak widoczna i słyszalna. Usiadłem na łóżku.  Z moich włosów skapywały kropelki wody.Postanowiłem poszukać ręcznika. Podeszłe do szafy i wyciągnąłem puszysty biały ręcznik.  Wytarłem włosy i przewiesiłem go sobie przez szyję. Ona nadal znajdowała się w tym samym koncie. Podszedłem do niej. Nie wiedziałem jak mam się zachować. Była moją ofiarą, ale będąc przy niej ogarniała mnie chęć troski. Nie! Nie może tak być.
-Spójrz na mnie.-Powiedziałem. Nie poruszyła się. –Powiedziałem spójrz na mnie!-nic. Klęknąłem przed nią. Złapałem za jej puszyste włosy i szarpnąłem cos powodowało, że podniosła głowę. Syknęła cicho. Jej twarz była blada. Płakała. Nie wiedziałem dlaczego, ale płakała. –Czego ty ryczysz, głupia dziewucho? –Usłyszałem silny grzmot. Pisnęła i ukryła głowę w kolanach. Pomimo, że nadal trzymałem jej włosy nie przejmowała się. Czułem jak te różowe kosmyki się napinają a pomimo tego bólu ona nadal miała spuszczoną głowę. Bała się burzy. Ona. Ta odważna kobieta bała się burzy. –Patrz na mnie gdy ci karzę.
-Zostaw.-zaszlochała.-proszę. –Była tak przestraszona, ze sam nie wiedziałem co mam zrobić. Ale mój plan musiałem w końcu zapoczątkować. Przecież nie można naszego gołąbeczka zostawić w takiej nieświadomości. Przejechałem ręką po jej udzie. W jej oczach widziałem ten paniczny strach.
-Wstań.–Wstałem a ona nadal mnie nie słuchała. –Oj, kotku, miałaś mnie słuchać, a tymczasem robisz wszystko na swoją niekorzyść. Wziąłem ją na ręce. Szarpała się.Miała na sobie moją koszulę. Tak seksownie wyglądała. Ogarnęła mnie nie niespodziewana fala gorąca. Pragnąłem jej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz