Śmierć.
Koniec, a zarazem nowy początek, prawdopodobnie czego ślepszego.
Przychodzi tak niespodziewanie. Pojawia się znikąd. Zabiera życie,rani
ludzi. Ostatnimi czasy zbiera coraz to większe plony. Wiele razy się o nią otarłem jednak nigdy mnie nie dorwała. Zawsze przynosiłam ból, który
próbowałem zamaskować. Z dnia na dzień, Stawała się moim sprzymierzeńcem,
aż w końcu stała się moim cieniem. Cały ból, który odczuwałem w sercu
zamaskowałem. Zamknąłem uczucia w złotej skrytce umieszczonej w sercu, a
klucz tak po prostu rzuciłem w otchłań umysłu. Chyba
właśnie dlatego,że straciłem bliskich stałem się tym kim się stałem. To
był jedyny cios, który na trwałe pozostawił ślad w moim umyśle. Dlatego
ta, która uczyniła to spustoszenie stała się moim przyjacielem. Wybrałem
patrzenie na śmierć innych i zadawanie im bólu bo sam to przeżyłem. Nie
mogłem patrzeć na szczęście innych.Nie ja. Nazywam się Sasuke Uchiha i
to ja jestem panem śmierci. Jest pod moją władzą.
Nie mogłem
pozwolić by odeszła. Nie taki był plan. Nie tak miało być.
Mała wariatka, która musi zawsze psuć wszystko. Po raz ostatni. Zebrałem w
sobie powietrze.Pochyliłem się i wolnym, ale zdecydowanym ruchem
wpuściłem je do jej ust. Czułem,że jestem wyczerpany. Słońce chyliło się
ku zachodowi. Niebo zrobiło się różowe,a ja próbowałem ratować życie
kobiecie, która pozbawiła mnie wszystkich szczęśliwych wspomnień.
Zakaszlała. Z jej malinowych, pełnych ust wypłynęła woda.Udało mi się.
Może to dziwne, ale czułem swojego rodzaju radość z tego powodu.Jej
powieki drgnęły, a ja opadłem obok niej zmęczony i wyczerpany. Co jak
co.Nigdy nie byłem dobry w pływaniu. Był to zbyt duży wysiłek. Zamknąłem
oczy spokojnie oddychając. Powoli. Wdech, wydech. Poczułem, ze zmęczenie
wzmaga się.Ale nie mogłem teraz zasnąć. Nie! Ona może uciec. Biłem się z
myślami, ale tą walkę przegrałem. Odpłynąłem.
Czułam,ze
w moich płucach znajdują się duże ilości słonej wody. To raj? Tylko
dlaczego tak bardzo wszystko boli. Czy już na zawsze zostanę w tych
głębinach? Nie tak miało to wyglądać. Czy czyściec jest aż tak okropnym
miejscem? A może nie trafiłam do niego? Może fakt, że popełniłam
samobójstwo zdecydował o tym, ze moja dusza będzie się błąkać po świecie.
Że nigdy nie doznam zbawienia.Poczułam chłodny powiew wiatry. No cóż.
Chyba jednak będę się błąkać.Otworzyłam oczy i oślepił mnie blask. Jasny
blask. Gdzie jestem? Zamrugałam
kilka razy. Mój obraz się ustabilizował. Nad sobą widziałam tylko różowe
sklepienie. Co jest? Czułam,ze to co miałam na sobie przylegało do
mojego ciała. Było zimne i mokre ale coś było nie tak. Tę wilgoć czułam
Tylkowo bokach i na plecach. Zdziwiłam się.Uniosłam lekko głowę.
Poczułam ból. Przeszywający, ale zdążyłam dostrzec to, co chciałam. W
sumie to nie chciałam, bo sam widok mnie przeraził. Koszulka,
którą miałam na sobie była rozdarta aż do mojego pępka. Moje
piersi były odkryte i pomimo, że chciałam je zakryć nie miałam czym.
Podniosłam się do pozycji siedzącej. Ból nasilał sięi nadal nie
ustępował. Zakaszlałam. Wyplułam resztki słonej wydzieliny równocześnie
ulżyłam sobie tym poczynaniem. Rozejrzałam się. Znajdowałam się
na jachcie. Nadal, ale jakim cudem. Spojrzałam w bok. Przeraziła się.
Obok mnie leżał Uchiha. Cały przemoczony. Miał zamknięte oczy. Nie
wiedziałam nawet czy żyje, ale to nie zmieniało faktu, że nadal się
bałam. W każdej chwili mógł wstać i zadać mi cierpienie. Przysunęłam się i
właśnie wtedy dojrzałam, że jego klatka piersiowa unosi się i opada
miarowo. Spał. Nieświadomy, znużony w spokojnym i twardym śnie. Jego
biała koszula, którą miał na sobie przylegała do jego klatki piersiowej.
Mogłam dokładnie dojrzeć każdy skrawek jego ciała.Idealnie wyrzeźbione
mięśnie klatki piersiowej. Wspaniałe, umięśnione ramiona, na których
opinały się rękawy jego mokrej koszuli sprawiły, że się zarumieniłam.
Chwileczkę.Był mokry. On..On mnie uratował? Ale dlaczego? Teraz to chyba
nie pora na takie przemyślenia. Mogłam uciekać. Bez problemu. Nikt ty
mnie nie zatrzymywał. Ale przecież nie potrafię sterować takim czymś, a
jestem na otwartym morzu. Nawet gdybym chciała przepłynąć nie miało to
najmniejszego sensu, ponieważ nie mam tyle siły i nie jestem aż tak
wytrzymała, a w dodatku muszę wziąć pod uwagę, że jestem wyczerpana i nie
mam pojęcia gdzie się znajduję. Spojrzałam
w dal. Słońce już prawie zaszło, a z daleka można było dostrzec ciemne,
kłębiaste chmury, które z prędkością światła zbliżały się w moim
kierunku. Spojrzałam na siebie.
-Muszę się
w coś ubrać. –Przecież on mógł się zaraz obudzić. Nie wiedziałam w
jakich okolicznościach mój strój został zniszczony, ale nie mogę tak
paradować. Nieja. Ruszyłam w
stronę pomieszczenia,które na tym jachcie mogłam nazwać sypialnią by
poszukać czegoś odpowiedniego.Zdziwiłabym się gdyby w tej wielkiej
szafie, którą wcześniej zauważyłam w pokoju były jakieś damskie ciuchy.
Koszula, spodnie, obuwie, krawaty ale każda z tych rzeczy była męska iw dodatku
zbyt duża. Wyciągnęłam pierwszą lepszą koszule, którą okazała się być
biała i elegancka. Nie czekając ani chwili zdarłam z siebie wcześniejsze
odzienie i ją ubrałam. Sięgała mi do połowy ud. Do moich nozdrzy doleciał
przyjemny, męski zapach. Był taki… taki, nieważne, ale był inny niż
zapach Sasori’ego. Zapięłam starannie guziki i wyszłam na zewnątrz przy
okazji sprzątając resztki koszulki nocnej. Chmury były już prawie nad
nami. Nic nie zostało z pięknego, płomiennego zachodu, który mogłam
dostrzec wcześniej. –Będzie padać.-wymamrotałam i spojrzałam na Sasuke.
Mogłabym go tak po prostu tu zostawić. To prawda, że się go bałam ale nie
jestem tak bezlitosnym człowiekiem jak on. I nie mogę dopuścić by się
takowym stać. Podeszłam do niego. Dmuchnęłam mu w twarz by sprawdzić
jak mocny jest jego sen. Nawet nie drgnął. Nie musiałam się go obawiać.
Teraz pozostało mi tylko pomyśleć jak mam go przenieść do sypialni. Z
pewnością jest cięższy niż ja. Przecież te mięśnie nie będą piórkami.
Starałam się jak najdelikatniej podnieść i musiałam włożyć w to dużo siły
ale zdziwiłam się, gdy mi się to udało. Nie był aż tak ciężki. Powoli, z
nim zaczepionym o moje ramie wciągnęłam go do pokoju i powoli położyłam
go na łóżku. Uśmiechnął się.Wypadałoby, żeby go rozebrać. Przecież
zmoczy całą pościel. Ale przecież to głupie i wstydliwe. -nie mam wyboru.
-Jęknęłam. Powoli odpinałam
guziki jego koszuli. Jeden po drugim, zwinnie ujawniając przy tym jego
jedwabiście gładką i bladą skórę.Czułam, że z każdym guzikiem moje
policzki stają się coraz bardziej czerwone.Zamknęłam oczy. Zostały mi
tylko spodnie. Jednym, szybkim ruchem je zdjęłam. Te dwa rumieńce rozlały
się na całą moją twarz. Wyglądałam jak burak. Dobrze zemnie w tym
momencie nie widział. Szybko wyrzuciłam jego strój na podłogę
i przykryłam go jedwabistą kołdrą. Uśmiechnęłam się mimowolnie. Wyglądał
słodko gdy spał. Taka ostoja spokoju. Gdybym go nie znała mogłabym
powiedzieć, że jest nieszkodliwym i cholernie przystojnym facetem.
Niestety znałam go. Wszystko byłoby dobrze lecz nagle pokój rozświetlił
się pod wpływem błyskawicy, która przecięła niebo. Jęknęłam. Huk był tak
głośny, że ukryłam twarz w dłoniach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz