środa, 10 kwietnia 2013

11. Wodna Pani.



Woda. Źródło życia. Jedna z najsilniejszych sił natury. Ta, która daje życie potrafi również skutecznie je odebrać. Ta, której boi się nawet ogień płonący w czeluściach piekieł. Sprzymierzona z wiatrem, który daje jej siłę niszczy wszystko jeśli tylko zapragnie. Jest jak królowa. Dumna i wspaniała urzekająca swoim blaskiem, panująca nad wszystkim. Strzeżcie się, by nigdy nie zaznać jej gniewu.

Ten krok był ostateczny. Byłam tego pewna. Bałam się. To oczywiste, ale robiłam to dla swojego dobra. Dla dobra ludzi, którzy trwali przy mnie. Dziękuję. Mogłam powiedzieć, że w tej drobnej chwili znalazłam kawałek szczęścia. Cichy głos, który szeptał mi do ucha wiedział, że to koniec. Czułam to. Z moich źrenic popłynęła jedna słona zła. Gdy dotknęła błękitnej tafli oceanu, zamknęłam oczy. Poczułam wtedy wielki ból. Moje ciało zrobiło się mokre.Nie, nie płakałam, to woda. Wraz z kroplą zniknęło moje życie. Upłynął mój czas na ziemi. Stanęłam oko w oko z panią świata, która wciągała Mnie powoli w swoje sidła jak pająk czyhający na swój obiad. Była to dobra śmierć. Moje płuca powoli wypełniała woda. Dławiłam się nią ale pozwoliłam jej kontynuować.Czułam, że już nie potrafię żyć. Zapomniałam jak się oddycha. Odpłynęłam.Porwano mnie w głębiny. W nieznaną, ciemną otchłań oceanu.

Czy była aż taką idiotką by się zabić? Przecież ona; inteligentna, wyrozumiała ipiękna miała przed sobą całe życie. Pomimo, że pojawiłem się w nim ja. Mogła żyć. Przecież nie wiedziała co dla niej szykuję. Dlaczego wybrała samobójstwo?Może myślała, że przetrwa ten upadek, ale przecież nawet ja wiem, że to niemożliwe. Skoczyła ze zbyt dużej wysokości. Uderzenie o wodę z taką siłą jest tak mocne, że bez problemu mogło pozbawić ją przytomności. Mała wariatka popsuła cały mój plan. Przecież nie mogę jej pozwolić od tak umrzeć. To nie w moim stylu. Nie ma mowy, bym zaprzepaścił wszystkie moje starania. Mam dla niej tak piękną wizję.
-Nie ma mowy.- Powiedziałem sam do siebie. Pędem ruszyłem w stronę drabinki.Zszedłem po jej prętach jak najniżej, nabrałem powietrza i zanurkowałem. Na początku poczułem jak moje oczy pieką. Słona woda.W tym momencie przypomniałem sobie moje łzy. Śmierć moich bliskich dla małego dziecka do ogromny ból. Powoli starałem się wyostrzyć obraz. Nigdzie jej nie widziałem. Przepłynąłem z złóż dziobu. Przecież musi gdzieś tu być. Czułem,że w moich płucach jest zbyt dużo dwutlenku węgla. Popłynąłem ku powierzchni. Wynurzyłem się i blask słońca mnie oślepił. Wziąłem głęboki wdech i ponownie zanurkowałem.Płynąc coraz bardziej w głąb nigdzie nie mogłem ujrzeć Haruno. Pomimo, że bardzo się starałem. Powtórzyłem tą czynność kilka razy starając się płynąć coraz bardziej w dół. Nagle gdzieś w oddali spostrzegłem coś różowego. Przez krótką chwilę myślałem, że mi się przywidział ale popłynąłem sprawdzić. To była ona. Jej blade ciało opadało. Zwiewna koszulka nocna w kolorze kości słoniowej unosiła się pod wpływem wody. Wyglądała jak bogini znużona w głębokim i spokojnym śnie otulona lekką poświatą, którą tworzyła koszulka. Złapałem ją za rękę. Przyciągnąłem do siebie. Teraz wystarczyło tylko wypłynąć na powierzchnię. Cholera.Powietrze. Musze oddychać. Potrzebuje tlenu. Musiałem jak najszybciej wydostać się na powierzchnię. Zacząłem płynąć w górę. Nie było to już tak proste jak poprzednio. Z balastem na rękach, dusząc się brakiem powietrza próbowałem jak najszybciej wydostać się z objęć wodnej pani. Zakrztusiłem się. Byłem już prawie u celu. Wynurzyłem się ale poczułem,że ona znów mi umyka. Nabrałem szybko, po raz ostatni powietrza i zniknąłem podwodą. Złapałem szybko jej dłoń i tym razem pociągnąłem ją za sobą. Przecież musiałem. Wynurzyłem się tuż przy drabince.- Jaki fart.- W moim głosie było czuć zmęczenie. Złapałem ją w pasie jedną ręką a drugą próbowałem wspiąć się po drabinie. Było to trudne przyznaje. Pręt o pręcie. Powoli z oporem przesuwałem się ku górze. Jeszcze tylko jeden. –Udało się.-Rzuciłem jej ciało na podłogę a sam upadłem obok niej. Wziąłem kilka oddechów i podniosłem się. Klęczałem nad jej ciałem. Nie oddychała. Rozdarłem jej ubranie i nie zważając na to, że leży przede mną naga kobieta przyłożyłem ręce do jej klatki piersiowej. Zacząłem uciskać.1, 2, 3, 4… . Odchyliłem głowę i wdmuchałem powietrze. Powtórzyłem tą czynność kilka razy. Nadal się nie ruszała. Zero reakcji. Czy to koniec?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz